Korona Gór Polski – Part ONE

0
Udostępnij.

16 stycznia płocki zespół, w składzie Piotrek i Adrian Czwartek oraz moja skromna osoba, wszedł na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę (612 m n.p.m.) rozpoczynając tym samym zdobywanie Korony Gór Polski.

Inicjatywa zdobywania najwyższych szczytów we wszystkich polskich pasmach górskich zrodziła się w 1997r. i miała na celu przedstawienie turystom nowych rejonów trekingowych i odciążenie najbardziej obleganych szlaków. Chlubienie się tytułem Kandydata na zdobywcę KGP wiąże się z przystąpieniem doKlubu Zdobywców KGP i drobną opłatą – wraz z odznaką i książeczką 38 zł. Na zdobycie czeka 28 szczytów w Sudetach, Beskidach i Bieszczadach. Konieczne jest dokumentowanie zdobyczy poprzez zbieranie pieczątek lub podpisów przodowników turystyki górskiej lub, co czasami jest o wiele łatwiejsze, robienie sobie zdjęć na wierzchołkach. Po skompletowaniu korony i pozytywnej weryfikacji przez Lożę Zdobywców otrzymuje się tytuł Zdobywcy Korony Gór Polski. Ponadto członkowie klubu mają prawo do zniżek w obiektach rekomendowanych. Aktualnie lista członków klubu liczy prawie 5000 nazwisk, z czego 305 osób może pochwalić się tytułem Zdobywcy KGP (niektórzy wielokrotnie) a tylko jeden z nich zdobył wszystkie szczyty zimą. Tyle tytułem wprowadzenia.
Na pierwszy ogień poszedł najniższy i jednocześnie najbliższy nam wierzchołek – Łysica w Górach Świętokrzyskich. Tereny te należałoby raczej nazwać pagórkowatymi niż górzystymi, jednak zima znacząco zmienia perspektywę. Czytając mapę i szacując czasy przejść uwzględnialiśmy trudniejsze warunki, ale już pierwszy dzień zweryfikował nasze zamiary. Okazało się że jesteśmy pierwszymi ludźmi na szlaku od opadu śniegu co wiązało się z brodzeniem w śniegu czasem do połowy uda! Teren poprzecinany strumykami nie dawał nam pewności czy przy kolejnym kroku nie usłyszymy charakterystycznego chlupnięcia pod podeszwą – jednym słowem idealne warunki na rakiety śnieżne, które nie znajdowały się w naszym ekwipunku. Na domiar złego oznakowanie szlaku gdzieś się ukryło pod białą pierzynką i o zmroku udało nam się zgubić drogę. Mieliśmy dwa wyjścia: wrócić po naszych śladach lub skierować się na widoczne na horyzoncie światełko. Wybraliśmy to drugie ;) Nasz powrót do cywilizacji polegał na przedzieraniu się przez krzaki, wielokrotnym przeskakiwaniu strumieni i wdrapywaniu na prawie pionowe uskoki terenu. Latarki, termosy i zapas psychiki pomogły nam przetrwać. Zmordowani i odwodnieni wieczorem dotarliśmy na kwaterę w Świętej Katarzynie. Te doświadczenia zaważyły na naszych planach na kolejny dzień.Główny cel wyjazdu, Łysicę, zaplanowaliśmy na sobotę. Pierwotnie miała to być wycieczka przez całe pasmo Łysogór od Nowej Słupi do Św. Katarzyny. Niestety pod wpływem traumy z piątku postanowiliśmy zdobyć Łysicę, samochodem przejechać do Nowej Słupi i stamtąd wejść na Łysiec (594 m n.p.m.). Wejście na Łysicę można zaliczyć do przyjemniejszych części wyjazdu. Szlak był wydeptany i niezbyt stromy a samo wejście zajęło nam niewiele ponad godzinę. Na szczycie zrobiliśmy niezbędną sesję fotograficzną i cieszyliśmy się malowniczymi widokami. Był to okres w którym media cały czas informowały o zrywanych liniach energetycznych przez drzewa łamiące się pod ciężarem śniegu. Na szczęście dla nas oznaczało to tylko dodatkowe walory estetyczne. Drugą część dnia spędziliśmy podchodząc na Łysiec i zwiedzając klasztor który znajduje się na jego szczycie.Niedziela była trzecim i ostatnim dniem wyjazdu. Postanowiliśmy przejść jeszcze krótki szlak z Bodzentyna do Św. Katarzyny i udaliśmy się na zwiedzanie jaskini Raj znajdującej się ok. 10 km na południe od Kielc. Bogactwo szaty naciekowej (nawet 200 szt. stalaktytów na 1 m2) stawia ją w czołówce europejskich jaskiń tego typu. Kategoryczny zakaz fotografowania nie pozostawia wyboru – trzeba ją zobaczyć na własne oczy! W godzinach popołudniowych z żalem żegnaliśmy się z Górami Świętokrzyskimi. Wiemy że nie prędko tu wrócimy. Czeka na nas pozostałe 27 szczytów. Wszystko po to byśmy za 2 – 3 lata mogli powiedzieć że byliśmy we wszystkich polskich górach. Następnym celem będzie osiem wierzchołków w Sudetach Wschodnich. Obiecujemy zdać relację z wyjazdu.

Udostępnij.

O autorze

Błażej Pawłowski

Jestem instruktorem wspinaczki skałkowej z uprawnieniami państwowymi. Góry i wspinaczka to moja pasja. Przez lata zbierałem doświadczenia podczas wspinaczek, eksperymentowałem, sprawdzałem co najbardziej pociąga mnie w tym sporcie. Dla jednych czasem to jest trudny przechwyt na drodze, dla drugich miejsce na podium po zawodach; dla mnie przestrzeń i poczucie wolności. Każdy wyjazd jest dla mnie przygodą – i właśnie tak siebie określam – jako wspinacza przygodowego. SPACE – Kursy Wspinaczkowe