“Długi” weekend majowy w tym roku spędziliśmy pod Krakowem, a konkretnie w dolinie Będkowskiej pod Sokolicą. “Długi”, bo raptem 3 dni, ale mimo tego przedłużyliśmy sobie wyjazd o 1 dzień. Wyjazd stał pod znakiem przeklinania pogody, malarycznym klimatom w namiocie i wieczornych melanży pod wiatą przy browarku, faji wodnej i śpiewom ekipy z Siedlec.
Mimo nie najlepszej pogody udało sie powspinać. Fakt, że nie było dnia bez deszczu, ale dość wysoka temperatura powodowała, że skała przesychała szybko. Był też pozytywny aspekt takiej pogody – prawie nikogo pod skałami – jak na długi weekend majowy skały i dróg do wyboru i koloru. Nawet wiecznie zatłoczone proste drogi były wolne i bez kolejek.
Dzięki temu że przybyło nas z 15 osób, wieczory były mocno rozrywkowe :) Były śpiewy, tańce i swawole, a Prezes Stefanesco ujawnił swój talent taneczny :)) wywijając na parkiecie prawie na głowie :) wypiliśmy trochę piwa – szczególnie Stefan z Grześkiem, popaliliśmy jabłkowy tytoń w wodnej faji. Mimo gównianej pogody wyjazd był bardzo udany.
Pod Krakowem, poza mną i moją żoną, zawitali: druh Krzysztof z rodziną, Meteo z rodziną, Robert z Olką, Drakul z Czarną Mambą, Agnieszka oraz Prezes Stefan z Agnieszką i Grześkiem.