Kuluar Kurtyki, znajdujący się w okolicach Morskiego Oka, to niewątpliwie jedna z ciekawszych propozycji zimowego wspinania w lodzie w polskiej części Tatr.
Lodospad jest relatywnie nietrudny technicznie (do WI4), wielowyciągowy (długość ok. 100m) i względnie łatwo dostępny ze schroniska.
Krótki wyjazd w góry zaplanowaliśmy w dniach 13-15 luty. Wspinanie wypadało w sobotę, jako, że w niedzielę planowaliśmy już powrót do Płocka. Fakt braku marginesu czasowego z góry determinował zero – jedynkowe podejście do tematu – ruszamy w sobotę albo wcale. 13 lutego (piątek) dotarliśmy do schroniska w godzinach popołudniowych. Piątek był pierwszym dniem, po tygodniu opadów, w którym TOPR zdecydował o obniżeniu stopnia zagrożenia lawinowego z 3 na 2.
Śniegu było sporo. Do tego wciąż silnie wiało i powstawały nowe depozyty, tak więc sytuacja nie była jednoznaczna i skłaniała raczej do zachowawczego optymizmu.
Podejście
Większość opisów podejścia pod Kuluar Kurtyki podaje trasę biegnącą ze schroniska w Moku, żółtym szlakiem na Szpiglasową przełęcz (tzw. Ceprostrada). Jednak nie jest to optymalna wersja zimowego podejścia do Kuluaru. Letni żółty szlak, w swojej dolnej części przebiega w poprzek górskich zboczy, przecinając liczne, lawiniaste źleby.
Alternatywą jest przejście po lodowej tafli Moka w kierunku południowo – zachodnim i na wysokości Dwoistej Siklawy skręcenie w prawo – tak aby poruszać się środkiem doliny w kierunku Kuluaru Kurtyki.
W naszym przypadku podejście było dość męczące, szczególnie w drugiej połowie. Byliśmy pierwszym zespołem po ubiegłotygodniowej lawinowej 3-ce, który ruszył w tym kierunku, tak więc torowaliśmy od połowy drogi pod sam Kuluar.
W tej części podejścia zastaliśmy sporo nawianego śniegu, jeszcze nie związanego na powierzchni. W końcowej części podejścia (zbocze pod Kuluarem) silny wiatr wypracował centymetrową, twardą warstewkę ubitego śniegu. Poruszając się po niej z kocim wdziękiem i na czterech kończynach, celem rozłożenia ciężaru ciała, dało się pokonać ten etap bez frustrującego zapadania się co krok po pas.
Zagrożenia
Wybierając podejście opisanym wariantem eliminujemy lawinowe zagrożenie na Ceprostradzie. Z tej kategorii wątpliwych przyjemności pozostaje zagrożenie lawinowe na zboczu podejściowym pod sam Kuluar oraz wyjście z Kuluaru do śnieżnego kotła. Samo przebywanie w Kuluarze też jest obarczone ryzykiem spotkania z masami uwolnionego śniegu, które mogą zostać wyzwolone ze wspomnianego śnieżnego kotła znajdującego się u wylotu Kuluaru.
Istotnym jest aby śnieżny kocioł pokonać z asekuracją i rozszpeić się dopiero w bezpiecznym terenie powyżej (z ostatniego dolnego stanowiska w Kuluarze wystarczyło nam liny (60m) aby wyjść w bezpieczny teren i dopiero tam założyć ostatnie górne stanowisko).
Wspinanie
Samo wspinanie – świetne, o charakterystyce bardziej “przygodowej” aniżeli sportowej. Lodospad pokonaliśmy w 4 wyciągach. Asekuracja głównie ze śrub, lodowych kurtyn, abałokowów. Sporadycznie zdarzyło nam się włożyć kostkę czy frienda. Ostatnie dolne stanowisko zrobiliśmy na hakach. Pierwsze dwa wyciągi były niewymagające w swoich trudnościach – akurat na “rozkręcenie maszynowni”. Trzeci wyciąg nieco trudniejszy za WI4.
Ostatni wyciąg pokonaliśmy innym wariantem niż sugerują to przewodniki (przynajmniej te internetowe). Proponują one wyjście z Kuluaru w prawo, połogim zachodem. Nie było tam lodu i wyjście wydawało się trywialne. Natomiast po lewej stronie znajdował się ładny kawałek lodu o nachyleniu 80 – 90 st. Idealny na ostatni wyciąg i pożegnanie z przygodą. Ruszyliśmy zatem w lewo. Pierwsze kilka dobrych metrów okazało się wpinaniem po cienkiej polewce bez możliwości zakładania asekuracji. Wyciąg układał się intuicyjnie w formę zwężającej się rynny, o mniejszym nachyleniu aniżeli okalający ją lód, co wywołało iluzoryczne wrażenie łatwiejszej linii do pokonania. Jednak wybór ten okazał się ostatecznie nie najlepszym rozwiązaniem. Z każdym metrem polewka lodowa stawała się cieńsza. Dziabki odskakiwały przy najdelikatniejszej nawet próbie ich osadzenia. Za plecami zero asekuracji pomijając stanowisko i jeden przelot za nim. Do tego zwężająca się obustronnie formacja skały utrudniała manerowanie dziabami. W tym miejscu, po opanowaniu “falującej getry”, musiałem zewspinać w dół i przetrawersować w pierwszym możliwym miejscu na pionowy lód po lewej stronie ściany Kuluaru. Tutaj byłem w stanie już posadzić krótkie śruby i złapać oddech. Ten wariant wyjścia z Kuluaru wydaje mi się najciekawszy, aczkolwiek należałoby od razu odbić od stanowiska, które wypada na środku źlebu, w jego lewą stronę lub nawet poszukać miejsca na stanowisko w lewej ścianie i od razu ładować w pionowy, gruby lód.
Z lodospadu wychodzi się w śnieżny kocioł. Jest to spore pole śnieżne nachylone ze wszystkich stron. Zgodnie z pierwotną strategią po wyjściu z lodu założyłem ostatnie “betonowe” przeloty i po upewnieniu się, że mam zapas liny ruszyłem w lewo w górę zbocza, po najkrótszej prostej drodze w bezpieczny teren.
Tam na pierwszym, sporym głazie założyłem ostatnie górne stanowisko.
Zejście
Po rozszpejeniu ruszyliśmy w stronę szlaku taternickiego na Mnicha, który z kolei prowadzi w dól do letniego szlaku czerwonego, biegnącego z Wrót Chałubińskiego. Stąd dalej na Szpiglasową Przełęcz.
Stamtąd częściowo po linii szlaku letniego (żółty) w stronę Moka, aż do miejsca gdzie mogliśmy odbić w prawo do swoich przetartych rano śladów, biegnących środkiem doliny. Końcową część drogi pokonaliśmy tą sama trasą, którą rano zmierzaliśmy pod górę.
Szpej
Zestaw standardowy. W naszym przypadku:
- Lina 60m
- Śruby lodowe 10, 13, 16, 19 cm – łącznie 12 szt
- Set kości
- Kilka friendów
- 3 haki w rożnych rozmiarach
- Długie taśmy, repy
- Ekspresy 12 szt
- Dodatkowe karabinki do budowy 2 stanowsk
- Jebadełka i drucik do abałakowów
Czas
Ze schroniska w Moku wyszliśmy około godziny 06:30. Pod Kuluar dotarliśmy o 10:30. Z Kuluaru wyszliśmy w bezpieczny teren o 15:00. Do schroniska dotarliśmy ponownie o godzinie 17:00.
Uczestnicy:
- Justyna B.
- Łukasz K.