Matterhorn

0
Udostępnij.

Przyszła pora na moją całkiem subiektywną relację z wyprawy na Matterhorna, którą odbyliśmy w drugiej połowie lipca. Decyzja o wyjeździe i dołączeniu do chłopaków była dość spontaniczna. Choć w Alpach nigdy wcześniej nie byłam to możliwość choćby próby wejścia na Górę Gór z ludźmi mającymi znacznie większe doświadczenie ode mnie była niesamowitą możliwością przeżycia ciekawej przygody i nauczenia się siebie w zupełnie nowych okolicznościach.

A więc zaufałam chłopakom i w składzie: Tomek D. , Maciej K. i Renata C. wyruszyliśmy do Szwajcarii.

2017.07.matterhorn_09
Wejście głównie z powodu braku czasu miało być szybką akcją. Wypatrując pogodę jeszcze w Polsce pojawiła się spora szansa na okno pogodowe w weekend i wtedy właśnie postanowiliśmy podjąć próbę zdobycia góry.
Matterhorn to szósty pod względem wysokości szczyt Alp o wysokości 4478 m n.p.m. Prowadzi na niego ponad 30 dróg i wariantów zarówno po stronie szwajcarskiej jak i włoskiej. Najsłynniejsze i zarazem najłatwiejsze to Grań Hornli oraz Lion. My wybieramy tę pierwszą choć to wcale nie oznacza, że będzie łatwo.

2017.07.matterhorn_45
Grań Hornli jest długa i męcząca. Jej trudności wspinaczkowe to III miejscami dochodzące do IV, jednak głównym problemem jest tu ogromna ekspozycja, wszechobecna kruszyzna oraz zmienność pogody. To tyle jeśli chodzi o teorię. Ja miałam swój główny problem…problem z wyszukaniem drogi, która dla mnie wcale nie była intuicyjna. Na szczęście moi towarzysze ogarniali temat bardzo dobrze.

2017.07.matterhorn_46
No ale od początku. Nasz punkt startowy to urokliwe Zermatt. Do miejscowości tej nie ma możliwości dojechania samochodem, gdyż w mieście panuje zakaz poruszania się pojazdami innymi, niż elektryczne. Decydują tu względy ekologiczne. Parkujemy więc na parę dni w Tasch – najbliższej miejscowości i po spakowaniu najważniejszych rzeczy w krótkim czasie dostajemy się kolejką do Zermatt. Z komunikacją nie ma żadnych problemów, bo pociąg kursuje często, są też busy oraz taksówki.

2017.07.matterhorn_11
Samo Zermatt wraz z najbliższą okolicą jest jednym z najdroższych rejonów turystycznych w Europie. I warto to mieć na uwadze planując finanse. Parking, pociąg w obie strony to koszt parunastu franków, ale już np. kolejki gondolowe za pomocą których można znacznie skrócić sobie drogę w stronę szczytu to koszt dochodzący nawet do 60 CHF w jedną stronę.

2017.07.matterhorn_12
No ale przecież siły mamy i skracać drogi sobie nie będziemy :-D. Miasteczko zachwyca swym klimatem a my spokojnym tempem ruszamy dalej w drogę.

2017.07.matterhorn_14
Na ten dzień planujemy dojście do schroniska Hornlihutte znajdującego się na wysokości 3260 m n.p.m i nocleg gdzieś w tamtejszej okolicy. I znów taka ciekawostka warta uwagi na etapie wstępnego planowania. Chętni na schroniskowe spanie muszą się liczyć z wydatkiem około 570 PLN za łóżko w pokoju 8 osobowym. Oczywiście nocleg w namiocie lub gdzieś pod skałą jest zupełnie bezpłatny i na pewno dostarcza dużo większych wrażeń.

2017.07.matterhorn_26
Droga w stronę schroniska zajmuje mniej więcej 4,5 godziny i mamy tu do pokonania 1600 metrów w górę. Szlak jest przepiękny. Szeroka panorama Alp z całym masywem Monte Rosa, w dole malutkie, przepięknie położone Zermatt a przed nami wciąż tajemniczy Matterhorn. Niestety coraz bardziej spowity przez chmury…

2017.07.matterhorn_33
Droga do schroniska może być już ciekawą wyprawą samą w sobie dla tych, którzy nie czują się na siłach by ,,Matta” zdobywać.

Wędrując w górę daje się szybko odczuć spory spadek temperatury. Oddycha się już też jakby nieco ciężej. Pogoda ulega znacznemu pogorszeniu, zaczyna siąpić deszcz, w oddali widać chmury burzowe. W okolicach wysokości 2800-2900 m n.p.m. podejmujemy decyzję o noclegu w górach – jakąś godzinę drogi do schroniska.

2017.07.matterhorn_37
Udaje nam się znaleźć w miarę dogodne miejsce na uboczu od głównego szlaku, nieco osłonięte od góry skałą. Mamy płachtę biwakową, bardzo ciepłe śpiwory i kuchenkę. W sumie pomimo późniejszej ulewy, nocnej burzy i panującej temperatury udaje nam się trochę pospać i nabrać sił na następny dzień.

2017.07.matterhorn_36
Nad ranem ruszamy dalej. W końcowym odcinku prowadzącym do schroniska spotkamy  już nieco sztucznych ułatwień w postaci lin czy stalowych schodków i kładek. Podziwiając bajeczny widok Alp w świetle wschodzącego słońca szybko dochodzimy do  Hornlihutte.

2017.07.matterhorn_50
Przepakowujemy się do jednego plecaka, resztę rzeczy zostawiając w schronisku i nie ociągając się za bardzo ruszamy w stronę szczytu. Na Matterhorn wchodzi i schodzi się spod schroniska w ciągu jednego dnia a droga na wierzchołek powinna zająć około 5 – 6 godzin. Startujemy z wysokości 3260 m n.p.m. i od tego momentu droga pnie się już praktycznie pionowo w górę.

2017.07.matterhorn_65
Idziemy dość pewnie, równym, sprawnym tempem. Droga Granią Hornli posiada trochę sztucznych ułatwień. W trudniejszych punktach zamontowane są grube liny poręczowe, w pewnych miejscach jest ospitowana, jest też parę stanowisk zjazdowych. Trzeba jednak przyznać, że ekspozycja jest dość spora a usuwające się spod nóg kamienie mogą być sporym niebezpieczeństwem.

2017.07.matterhorn_61
Na wysokości 4000 metrów znajduje się także schron Solvey, w którym dostępne są koce i parę łóżek. Może być on bardzo pomocny w razie załamania pogody. Niestety nam pogoda właśnie się psuje. Jesteśmy jeszcze poniżej schronu  a warunki atmosferyczne ponad nami nie napawają optymizmem. Już wychodząc ze schroniska wiedzieliśmy, że może być różnie, choć z tamtej wysokości nie wyglądało to jeszcze tak źle. Liczyliśmy się z wycofem ale nadzieja w każdym z nas chyba pozostawała do końca. Rozmowy z zawracającymi ekipami, które wspominały o bardzo dużym oblodzeniu tylko nas upewniły w decyzji, że czas ruszyć w dół.

2017.07.matterhorn_67
Jak to zwykle bywa, zejście, przynajmniej dla mnie okazało się nieco trudniejsze od wejścia. Jednak wiem, czuję to, że gdyby nie pogoda w tym składzie szczyt byłby dla nas osiągalny.  Tym razem Góra Gór nas nie wpuściła.

Tego samego dnia zeszliśmy już do samego Zermatt i kolejką wróciliśmy do Tasch, gdzie u podnóża gór, na spokojnym campingu rozbiliśmy nasz namiot.

Choć tym razem się nie udało ta krótka wyprawa była dla mnie wspaniałą przygodą, okazją do fotograficznego wyżycia się wśród cudownych krajobrazów i przede wszystkim bardzo cennym doświadczeniem. Coś czuję, że Alpy będą mnie jeszcze widziały…

Renata Ciska

Udostępnij.

O autorze

Michał Komorowski

Wspinacz i instruktor wspinaczki. Wspinaczka to moja pasja i robię to nieprzerwanie od 2002 roku. Wspinałem się w skałach i górach, w Polsce, na Słowacji, Słowenii, Chorwacji, Grecji, we Włoszech, Hiszpanii, Francji i USA. Poza tym pasjonują mnie podróże i fotografia, a ostatnio wróciłem do MTB. Szkoła wspinaczki EVEREST